Mam podobno najfajniejszy zawód na świecie. Cóż… trudno się z tym nie zgodzić. Ale żeby być zawodowcem, musiałem połączyć ze sobą kilka ról.
Byłem stolarzem.
Nieoczekiwanie zaczęło się od warsztatu stolarskiego mojego ojca. Pomagałem mu robić meble, szafki, schody, a nawet dachy. Szczerze mówiąc, wolałem wówczas pograć z chłopakami w piłkę niż obsługiwać tokarkę, ale dzięki temu dąb czy buk to dla mnie nie tylko kolory we wzornikach. Skończyłem też technikum stolarskie w Morągu i zostałbym stolarzem na stałe, gdyby nie…
Byłem designerem.
Skończyłem studia na Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku, na wydziale Wzornictwa Przemysłowego, pieszczotliwie nazywanym „wzorki”. Zobaczyłem jak z rzemiosła zrobić sztukę. Uczyłem się rzeźby, grafiki, fotografii, ale też ergonomii i geometrii wykreślnej. Do dzisiaj zaczynając projekt pierwsze co robię, to odręczne szkice ołówkiem.
Byłem projektantem jachtów.
Pracowałem w stoczni dla firmy Sunreef Yachts. Projektowałem głównie wnętrza ekskluzywnych katamaranów, które do dzisiaj pływają po ciepłych morzach i oceanach. Pracowałem też dla znanego na całym świcie projektanta jachtów Tony’ego Castro w Southampton w Wielkiej Brytanii.
Dzisiaj jestem projektantem wnętrz.
I mogę projektować wnętrza dla ciebie. Czy wyobrażam sobie być kimś innym? Nie. Bardzo lubię interdyscyplinarność mojego zawodu. To, że mogę w mojej pracy łączyć wszystkie doświadczenia, które zebrałem latami. I sztukę, i rzemiosło, i przestrzenne myślenie o wnętrzach.