Spis treści:
Projektowanie wnętrz ma swoje zaskakujące atuty. Częste ostatnio wizyty w Katowicach, obudziły we mnie sentyment do brutalizmu. Galeria Katowicka, gdzie projektuję kawiarnię, stoi niemal w miejscu słynnego „Brutala z Katowic”. Brzmi jak imię seryjnego mordercy, a to po prostu budynek nieistniejącego już dworca kolejowego. O co chodzi z tym brutalizmem? I dlaczego coraz o nim głośniej dzisiaj, kiedy już wielu zdążyło go wymazać z pamięci?
Zabawna sprawa z tym brutalizmem. Albo się go kocha, albo nienawidzi.
Brzydki. Masywny. Groźny. W dodatku nieładnie się starzeje. Ściany pękają, ciemnieją i porastają mchem lub,, co gorsza grzybem. Taki jakby „nie dla ludzi”. A jednak coś mnie w nim niezmiernie pociąga. Brutalizm to szczerość i prawdziwość. Prosty, zwykły beton nie jest przykrywany czymś, co udaje coś innego. Jest po prostu betonem, z odciśniętymi śladami drewna szalunkowego, ze śladami łączenia, z widocznymi elementami konstrukcji. Nic nie udaje. Nie puszy się. Nie zakrywa. I to jest super.
Najsłynniejsze przykłady brutalizmu powstawały w Polsce w latach 60. i 70. Potężne bloki betonu. Budynki awangardowe, kolektywne, podkreślające wielkość całej grupy ludzi, a nie konkurujących ze sobą jednostek. Gigantyczne konstrukcje, które wydają się być ponad ludzką skalę. Budynki przyszłości.
Brutalizm to fascynacja geometrią, zbrojonym betonem i regularnością. I w tym podobny jest do modernizmu. Ale brutalizm to też szczerość: widoczna struktura betonu, rezygnacja z ozdób, podkreślenie elementy konstrukcyjnych, „wyrzucenie” na zewnątrz niektórych funkcji np. klatek schodowych. Dziwne, a nawet dziwaczne konstrukcje. „Za nic mamy estetykę!” – wydają się krzyczeć brutaliści. „Ważna jest geometria, wielkość i funkcja!”.
„Brutalne” perełki Katowic
Superjednostka w Katowicach od 1968 była największym blokiem mieszkalnym w Polsce (dopiero w 1973 roku wyprzedził ją gdański „falowiec”). 700 mieszkań, 13 pięter (choć windy zatrzymują się tylko na niektórych z nich), korytarze o długości 150 metrów i tylko 3 wejścia. Budynek zaprojektował Mieczysław Król, który bezsprzecznie wzorował się na słynnej Jednostce (Unité d’Habitation) Le Courbosiera. Stojąc przed nim nie sposób objąć wzrokiem całej budowli.
Katowicki Spodek jest bodajże jedynym, który przetrwał próbę czasu. Mocno odnowiony (na początku XIX wieku otrzymał nowe 30 tysięcy łusek w miejsce starych azbestowy
Zupełnie inny los spotkał budynek dworca kolejowego w Katowicach. Przez ponad przez 40 lat był jednym z najgłośniejszych przykładów brutalizmu. 16 żelbetonowych kielichów, widoczna betonowa konstrukcja, z fakturą po drewnianym szalunku. Trudno kochać, ale nie można też przejść obojętnie wobec tego betonowego kolosa. Zburzono go – mimo protestów – 11 stycznia 2021 roku.
Kochać, czy nie kochać?
Brutalizm umarł w latach 90. A w kolejnych dekadach wiele brutalistycznych budynków zniknęło z powierzchni ziemi. Czasami towarzyszyły temu całkiem głośne protesty (jak w Katowicach przy burzeniu dworca, albo w Warszawie przy wyburzaniu słynnego Supersamu). Czasami jednak mieszkańcy cieszyli się wizją rozbiórki nielubianych budowli. Bo też budynki brutalistyczne są wymagające. Trudne i drogie remonty, wilgoć, pękające ściany, plątanina korytarzy, trudności w ogrzaniu, plamy na betonie, ciemniejące ściany. Trudno to lubić.
A jednak w ostatnim czasie coraz częściej mówi się o brutalizmie. Instagramowe profile pokazujące „betonowe potwory” śledzą setki tysięcy osób. Można brutalizm pokochać, choć nie jest to łatwa miłość. Coraz więcej i częściej mówi się o brutalizmie we wnętrzach. Czym on jest i czy też jest tak kapryśny i wymagający?
Brutalizm we wnętrzach wydaje się być dziwnym pomysłem
Brutalizm we wnętrzach to przede wszystkim surowy beton na ścianach. Jednak mimo tego, że wydaje się to tak oczywiste i proste– nie ma wielu śmiałków, którzy by się na to zdecydowali. Powodów jest kilka. Widać na nim ślady po drewnianym szalunku (nie udawane, równe, przygładzone, ale prawdziwe, krzywe). Betonową ścianę trzeba przewidzieć już w fazie projektu i wykonania budynku,. W takiej ścianie trudno potem poprowadzić instalacje tam, gdzie się chce. Nawet zawieszenie zwykłego obrazu jest nie lada wyzwaniem. Aranżując wnętrze gotowego budynku pozostają nam już mniej szczere działania: przykręcane betonowe płyty, tynk imitujący beton, betonowe płytki lub nawet – farby imitujące beton. Oferta jest tu bardzo, bardzo szeroka. Każdy może mieć beton w domu na miarę swoich potrzeb i możliwości. Beton we wnętrzu to także betonowe stoliki, ławy, krzesła, fotele (tak są betonowe fotele). Bardzo ciekawy efekt dają betonowe lampy, kinkiety czy inne dodatki (ramy obrazów, doniczki, lustra, wieszaki). W „brutalnej” łazience można bez trudu wstawić betonową umywalkę lub brodzik.
Jak ocieplić betonowe wnętrze?
To częste pytanie jakie zadają inwestorzy. No bo w końcu, od czego jest projektant wnętrz? Pytają: jak ogrzać betonowe wnętrze? Czym przełamać betonową surowość? Czym umilić brutalizm? Zgodnie z istotą brutalizmu powinienem odpowiedzieć: niczym! On właśnie taki ma być! Brutalnie ostry, masywny, szorstki. Nie liczący się z człowiekiem. Dlatego, żeby dobrze mieszkać, trzeba jednak ten brutalizm przełamać i spiłować mu pazury. Czym najlepiej? Kapitalnie nadaje się do tego drewno, najlepiej jasne i ciepłe, naturalne, matowe. Doskonale współgra z betonem metal, ten ciepły: mosiądz, miedź, złoto. Rośliny – to zawsze jest dobry pomysł, a w betonowych wnętrzach, to strzał w dziesiątkę. Radzę wybrać kwiaty z dużymi, nieregularnymi liśćmi, ekspansywne, żywotne, nieposkromione. Kolejną armią sprzymierzeńców będą tkaniny. On naturalnego lnu, bawełny, wełny przez głęboko kolorowe welury. Brutalistyczne wnętrza lubią światło. Duże okna, liczne punkty świetlne, kinkiety, lampki, świece – wszystko to, co tworzy przytulność. A czy to nadal będzie brutalizm? To już zostawmy teoretykom.
Czyżby reinkarnacja?
Brutalizm wraca do łask również w architekturze – w lepszym wydaniu i jakby trochę bardziej patrząc na człowieka. Kapitalne projekty w nurcie brutalizmu tworzy Adam Spychała. Projektuje odważne, nowoczesne domy i nie tylko. Jeden z jego domów pojawił się w nowej produkcji Netflixa (w filmie „Spiderhead” Josepha Kosinskiego pojawia się mroczna posiadłość wybudowana na skalistym wybrzeżu i przypominająca pająka). Czy jednak jego projekty mają szanse na komercjalizację? Raczej wątpię. Choć ja bym mieszkał. A wy?